Hiszpanie mają głowę do horrorów, to jest wiadome od zawsze - spójrzcie sobie chociażby na
Labirynt Fauna albo
[Rec] (chociaż co do horrorowatości tego pierwszego można mieć pewne wątpliwości). Do
Sierocińca zbierałem się niestety dość długo, bo, wiadomo, szczególnie zależało mi na tym, by obejrzeć ten film już po ciemku, późną nocą, ale w jakiś dziwny sposób zawsze znajdowało się jakieś inne zajęcie, ewentualnie dużo bardziej pociągało mnie... spanie. Parę dni temu w końcu udało mi się dokonać niedokonanego i niemalże świeżo po seansie zabieram się do tego posta. A na wstępie muszę zaznaczyć, że film kompletnie nie zepsuł mojej wizji europejskiego horroru, a dodatkowo ją umocnił.
|
Złowieszczo. |
Zawsze lubiłem, gdy film grozy rzeczywiście budził grozę i jakiś irracjonalny lęk przed nocnym pójściem do toalety - no bo jakby nie było, taka jest rola horrorów. Od jakiegoś momentu właściwie trudno mi się przestraszyć na jakimkolwiek horrorze, więc w ogromnym skupieniu szukam tego, który zbiera najbardziej pochlebne opinie w tej materii. Problem jest taki, że każdy człowiek ma inne nerwy, każdy inaczej odbiera kolejne czynniki, natężenie dźwięków, jumpscare'y, misternie budowany klimat, gęsty niczym smog w Tokio. Jakiś czas temu porzuciłem ideę poszukiwania filmów straszących "po chamsku", a skupiam się raczej na takich, które mają niepowtarzalny klimat, jakąś taką atmosferę, która choć pozornie nie jest groźna, to powoduje ciarki nawet na wybrednym człowieku. Do takich filmów należy wymieniony wyżej
Labirynt Fauna, który w swojej genialnej baśniowości jest cholernie niepokojący i depresyjny. Do tego grona dołączył
Sierociniec, bo opowiada historię inaczej niż zwykle.
Mamy więc kobietę, która kiedyś mieszkała w sierocińcu, a w życiu dorosłym ponownie wprowadza się do niego (tym razem z mężem i synem), by stworzyć na jego bazie ośrodek dla niepełnosprawnych dzieci. Simon (czyli syn) nie jest zwyczajnym chłopcem - cierpi na śmiertelną chorobę, a zmiana otoczenia i brak znajomych twarzy nie działają na niego pozytywnie. W końcu zaczyna zadawać się z wymyślonymi przyjaciółmi, z których jeden szczególnie upodoba sobie absorbowanie wolnego czasu najmłodszego mieszkańca budynku. W tym momencie film właściwie się rozpoczyna, bo okazuje się, że nowy przyjaciel Simona nie będzie się w swych zabawach ograniczał jedynie do niego, co niekoniecznie spodoba się rodzicom chłopca. Powiedzmy, że będą raczej... zaniepokojeni. A to i tak dość łagodnie powiedziane.
Nie owijając w bawełnę - film nie jest przerażający do bólu. Jest niepokojący, bardzo zagadkowy, momentami można podskoczyć w fotelu, jednak zdecydowanie nie wykręca nam organów wewnętrznych ze strachu. To właśnie tajemnica przeszłości i sekret, który skrywa sierociniec, będą osią napędową produkcji.
Film dąży do niejednoznacznego, ale bardzo przejmującego zakończenia, które właściwie idealnie podsumowuje całość i nie pozostawia niedosytu. Moim zdaniem tak właśnie powinny wyglądać współczesne horrory. Jeśli już wszystkie straszące zagrywki zostały w kinematografii wykorzystane, twórcy powinni skupiać się na klimacie budowanym stopniowo, przekonującym i angażującym widza. Choć film ma już 7 lat, to z powodzeniem mógłby wyznaczać trendy w gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz