niedziela, 14 września 2014

Jak wytresować smoka (a potem go zarżnąć) - Elder Scrolls V: Skyrim

Powodem powstania tej recenzji/przemyśleń/opisu wrażeń był fakt, iż już chyba siedemsetny raz zainstalowałem tę grę na moim złomie i stworzyłem zupełnie nową i oryginalną postać. Okej, można mówić o tym, że już nic nie pozostało mi do odkrycia, że już nic tutaj nie będzie w stanie mnie zaskoczyć, i że cały ten lodowo-mroźny świat znam na wylot. To wszystko prawda, ale jest coś pasjonującego i zajmującego w przechodzeniu jej w zupełnie nowy sposób, inaczej niż zawsze. To sprawia, że część zjawisk jest tutaj dla nas całkiem nowych. Porzućmy jednak to połamane biadolenie, zajmijmy się częścią właściwą!
Okładka gry.
Gra została zwyczajowo wyprodukowana przez Bethesdę w 2011 roku i jest typowym "action RPG". Do studia, można żywić mieszane uczucia. Ich gry może i są robione na całkiem pokaźną skalę, ale często są tak zdemolowane przez błędy i krzaczki, że więcej w tym śmiechu niż jakiegoś poważnego podejścia. O Fallblivionie nie wspominając. Wracając do Skyrima, strasznie byłem zafazowany na ten szajs, odkąd miałem kompa lubiłem pocinać w nieśmiertelnego już Morrowinda, czy później nawet w Obliviona. Te gry przewyższały serię Gothic o głowę, przede wszystkim rozmiarami świata i jego historią - bo tak, miał tu swoją mitologię, florę i faunę, i wiele innych detali, o których mogliśmy poczytać w znajdujących się w grze książkach (a było ich mnóstwo).
Pomimo strachu przed eksplozją mojego starego i zmarszczonego komputera, udało mi się odpalić "piątkę". I serio, dawno się tak nie wciągnąłem, dawno tak bardzo nie jarało mnie robienie "kogoś" z byle popychadła.
Typowy sielski widoczek.
 Opcji personalizacji postaci jest cała masa i jeszcze więcej. W samym ekranie tworzenia postaci możecie spędzić dobrych paręnaście minut. I w końcu rasy wyglądają tu tak jak powinny, nie przypominają już koślawych ryjków z poprzedniczki. Fabuła jest mega satysfakcjonująca. Ilość fantasy w fantasy jest optymalna. Znak rozpoznawczy odsłony, czyli smoki, jest wykonany porządnie, z dopracowaniem. Gady są takimi, jakimi  chciałbym je oglądać w każdej grze o smokach. Są wielkie, latające, mogą nami tarmosić, ziać nam w twarz ogniem (i nie tylko), są prastarymi istotami po stokroć mądrzejszymi niż przygłupie dwunogi. Świat jest przeogromny i warto porzucić czasem główny trakt, bo gdzieś na pustkowiach zawsze czeka na nas jakiś dodatkowy content. A lochy, jaskinie, wszystkie te zamknięte lokacje całkowicie różnią się od siebie, więc nie będą nudne tak jak w Oblivionie. Ich wykonanie stoi na najwyższym poziomie, grafika powala, zimowe zamiecie, zorze polarne, strumyki, podziemne rzeczki - wszystko to rozbraja. Wracając do świata - żyje on własnym życiem. Łatwo napotkać tu grupkę gigantów pasających mamuty, uciekiniera z lepkimi łapami, któremu tym razem nie poszczęściło się zostać niezauważonym, kilku kapłanów. Czuć, że nie jesteśmy w pustym, beznadziejnie nudnym świecie.  Jeśli chodzi o ścieżki rozwoju postaci - tutaj też jest droga wolna. Nie ma podziału na typowe klasy, po prostu rozwijamy to, co nas najzwyczajniej w świecie interesuje. Na każdą umiejętność przypada drzewko rozbudowane, z całą masą dodatkowych ulepszeń. Czeka na nas też pokaźny arsenał oraz zestaw pancerzy (ale to raczej domena serii, więc tu się nic nie zmieniło).

Jak widzisz coś takiego nad sobą to wiedz, że coś się dzieje.
Nie wiem ile jeszcze razy podejdę to tej gry, ale wiem, że są jeszcze kombinacje, których nie próbowałem, przedmioty, których nie używałem, miejsca, których nie odwiedziłem. W prowincji Skyrim wciąż jest coś do roboty, a radosna eksploracja okraszona została epicką fabułą, smokami, urzekającą grafiką i miodnym gameplayem. Nic tylko z radością zarzynać gadziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz