wtorek, 16 września 2014

Benedict Cucumberbitch, czyli Sherlock Holmes, najlepszy detektyw tej galaktyki

Odsłon i rodzajów adaptacji powieści Arthura Conana Doyle'a było multum, nie żartuję. Od jakichś młodych wersji Szerloka, po dość nowoczesną, z kobiecym Watsonem u boku - krótko mówiąc, jest w czym wybierać. Nietrudno zgadnąć, że największe wrażenie zrobiła na mnie wersja ze stajni BBC, również całkowicie nowoczesna interpretacja dzieła wyżej wymienionego autora. A dlaczego? O tym trochę niżej.
Duet shipowany przez wielu - Smaug i Bilbo... znaczy, Sherlock i Watson.
Seriale produkowane przez Anglików robią ostatnio ogromną furorę. Wieść o produkcji nowego serialu o najsłynniejszym detektywie świata nie wzbudziła jakiegoś przesadzonego przerażenia, a spotkała się raczej z ogólną ciekawością fanów. Po interesującym Downey'u Juniorze ciężko było obsadzić w tytułowej roli kogoś przynajmniej równie dobrego i charakterystycznego. Jakiś czas po premierze (dużo czasu później) zainteresowałem się produkcją bardziej i, nie powiem, obraz Benedicta Cumberbatcha trochę mi się gryzł z najnowszą filmową adaptacją. Downey Jr. wytyczył pewien kierunek w kwestii Holmesa, który w moich oczach błędnie stał się wzorcem, pod który powinno się dopasowywać kolejnych aktorów. Niemniej jednak wiadomość o Freemanie w roli Watsona całkiem mnie ucieszyła, w moich oczach serial był uratowany. Jakże uprzedzonym pawianem się okazałem (ponownie), bo, o bogowie, Cumberbatch jako Holmes jest świetny! Jest dziwny, ciężko go polubić, często mówi totalnie niezrozumiałe, ale przy tym jest zabójczo inteligentny, momentami bardzo dziecinny i nieodpowiedzialny. Freeman w roli Watsona jest nie tylko jego przydupasem, ale kimś równoważnym, również ma swoje rozterki, jest bardziej racjonalnym, ludzkim elementem tego zabójczego duetu.
Scena z jednego z najlepszych odcinków w trzecim sezonie. W sumie - w  całym serialu.
Jeśli chodzi o samo wykonanie i stylistykę - modernizm (kto by to skojarzył z Szerlokiem?!) w ogóle nie stoi na przeszkodzie komuś, kto z przygodami detektywa był już zapoznany. Daje to twórcom całą gamę możliwości, użycie telefonu, metra, wizja Londynu - wszystko to idealnie się tu wpasowuje. Momenty dedukcji Sherlocka są przedstawione w sposób wyjątkowy, specyficzny, ale mają swój sens. Pozornie losowe i nie łączące się ze sobą słowa dosłownie fruwają nam po ekranie tu i tam, powoli składając się w całość, spójną i logiczną. Humor - jest na swoim miejscu. Szczęśliwie zerwano z konwencją błyskotliwca i nudziarza, który jedynie rozwiązuje sekrety miasta i jego ofiar. Żarciki owszem, bywają głupawe, owszem, przedstawiają Holmesa jako przygłupa (którym oczywiście nie jest), ale przyjemnie rozluźniają napięcie związane z tematem danego odcinka. A właśnie, odcinki. Ich fabuła jest przemyślana, czas ich trwania mówi sam za siebie - przeważnie koło godziny i pół. Sprawia to, że są to już bardziej filmy niż odcinki serialu - i tak też się je ogląda. Są pełne napięcia, budowanej stopniowo historii, no i jakiegoś zaskakującego zakończenia. Owszem, można się czepiać, że na kolejne sezony trzeba czekać koło 126 lat, że mało odcinków w sezonie, że sezonów mało, że za dużo Moffata w Moffacie. Ale te, które są, są naprawdę dobre. Są dopracowane, przemyślane, usprawiedliwiają czas oczekiwania na kolejne. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Brytyjczycy są na obecną chwilę mistrzami seriali.

2 komentarze:

  1. Świetnie to napisałeś! Mam dokładnie takie samo zdanie ,plus jak dla mnie Ben jest cholernie przystojny :) co powoduje że serial ogląda się z jeszcze większym uśmiechem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za bardzo miły komentarz i cieszę się, że dzielimy gusta : )

      Usuń