sobota, 30 sierpnia 2014

"Marzyciele" (2003) *możliwe spoilery*

Razem z Orianą przymierzaliśmy się już raz do Marzycieli, ale wtedy czynnik techniczny nie pozwolił nam napawać się widokiem Louisa Garrela (bo głównie dla niego chcieliśmy obejrzeć film, SIC!) w jednej z ról głównych. Po paru(nastu?) miesiącach udało nam się w końcu obejrzeć film w całości. I owszem, Louis Garrel jest tutaj wyjątkowy, ale cała produkcja jest jedyna w swoim rodzaju, ciekawa, interesująca. Ale od początku.
Główny motyw filmu w pigułce.
Młody amerykański student Matthew (w tej roli Michael Pitt) trafia do Paryża, by nauczyć się języka i zaznać nieco europejskiej kultury schyłku lat 60' (jest rok 1968). Miasto jest wtedy miejscem dość nieprzyjaznym dla przyjezdnych - rewolucje kulturalne, polityczne i społeczne stanowczo nie sprzyjają imigrantom. Szczęśliwym trafem, szybko poznaje on francuskie rodzeństwo, Isabelle (Eva Green) i Theo (omg, Louis Garrel), które pod nieobecność rodziców postanawia przygarnąć w swe progi zagubionego jankesa. I tutaj zaczyna się najważniejszy wątek filmu, czyli budowanie relacji między bohaterami. Isabelle i Theo tworzą swoistą grupę, do której Matthew usiłuje się wkupić. Jako osoba trzecia postrzega ich relację jako wyjątkową (nawet jak na relację brata i siostry), chce jej zaznać od środka. Z czasem wychodzą na jaw tępione przez wielu krytyków wulgarność i ordynarność produkcji. Jak się okazuje, relacja bliźniąt jest totalnie sprzeczna ze wszelkimi schematami, które znamy wszyscy. Jest wielokrotnie bardziej intymna, oboje nie wstydzą sypiać ze sobą nago, kąpać się wspólnie, czy całować się w usta na dobranoc.
Theo i Matthew.
W końcu, Matthew szczęśliwie (dla niego) dołącza do "grupy" jako jej trzeci członek. Musi zaakceptować zasady, które w niej panują, wyzbyć się wstydu, złamać wszelkie znane mu do tej pory tematy tabu. Widać wyraźnie, że nasz student chce być kochany przez Theo i Isabelle, jednak oni postrzegają to zupełnie inaczej. Theo staje się zazdrosny, zaczyna sprowadzać sobie kobiety, by wzbudzić zazdrość siostry. Ona natomiast rzeczywiście zdaje się skłaniać ku nowemu obiektowi westchnień - Matthew. Odtrąca bliźniaka, któremu przecież całe życie poświęcała tyle uwagi. W pewnym momencie Matthew słusznie zauważa, jak chora jest ich relacja. Oskarża ich o niedojrzałość i nieświadomość tego, że są już dorośli i powinni zbudować sobie swoje życia. Sytuacja kończy się zaproszeniem Isabelle na randkę TYLKO WE DWOJE, co totalnie uderza w jej brata.

Recenzenci mają rację - film jest ordynarny i wulgarny. Emanuje erotyzmem, ba, seksem w czystej postaci. Twórcy nie pokusili się tu o cenzurę, subtelne krycie nagości zwiewnymi tkaninami, grą świateł - wszystko widzimy na własne oczy, jakby było to coś najnormalniejszego, co możemy ujrzeć w filmie (że też nie wspomnę o kompletnie dzikiej scenie z plakatem). Oprócz tego znajdziemy tu używki wszelkiej maści, bo i bez tego nie mogło się obejść. Ale ja nie mam nic przeciwko, moim zdaniem świetnie oddaje to klimat tamtych czasów, w których eksperymenty z cielesnością i wytrzymałością organizmu na toksyny były na porządku dziennym. Gra aktorska - świetna. Dziwne zachowanie rodzeństwa, zagubienie Matthew odegrane bezbłędnie. Fabuła - ciekawa, pomysłowa, szokująca. Fantastyczna relacja między bohaterami. Wieloznaczne zakończenie. I Garrel. Polecam w ciemno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz