Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Była wigilia świąt Bożego Narodzenia. Było już późno po kolacji, w telewizji leciał
Kevin Sam w Domu, a ja siedziałem na fotelu babci trzymając w rękach książkę. Miałem wtedy może 6 albo 7 lat. Tytuł przemawiał do mnie złotymi literami:
Harry Potter i Kamień Filozoficzny. Ale faza, czegoś takiego jeszcze nie znałem. Po pierwszych paru stronach byłem, hmm... zszokowany? Zawiedziony? To chyba dobre słowo. Fabuła nie porwała mnie od samego początku. Opowiadała o jakichś nudnych Dursleyach. Bałem się, że tak będzie cały czas. Że zostałem paskudnie oszukany a cały ten "kamień filozoficzny" to jakaś zmyłka albo metafora. Starałem się wtedy nie myśleć o najczarniejszych możliwych scenariuszach (czyli totalnie skopanej książce), a wręcz brnąłem dalej, bo wierzyłem, że może mi się to spodobać. Oczywiście, moje przeczucia nie były mylne.
|
Okładka , którą widziałem tamtego dnia. |
Wszystko co działo się później w fabule zrobiło mi totalne pranie mózgu, w tym pozytywnym sensie. Był bohater, który był nieco starszy ode mnie, ale taki... zwyczajny, zupełnie jak ja. Miał stereotypowo nierozumiejących niczego opiekunów, spinających się do niego o wszystko. Nie miał rodziców, ani nawet przyjaciół, zatem był samotny. Aż w końcu, nagle, ni stąd ni zowąd stał się kimś wyjątkowym. Okazało się, że jest czarodziejem i czeka go kilka lat edukacji w tak fantastycznej placówce, jaką był Hogwart. Wszystkie te niesamowite wydarzenia, które go spotykały, mecze Quidditcha, zajęcia z zielarstwa, a nawet porypanych (z powodu Snape'a) eliksirów były czymś, co było dla mnie całkiem nowe i urzekające tak bardzo, że chciałem, aby spotkało mnie to w prawdziwym życiu. Nazwijcie mnie wariatem albo kimś nienormalnym, ale przez długi czas wierzyłem, że być może to wcale nie jest fikcja i w końcu, gdy będę miał 11 lat, przyjdzie do mnie ten upragniony list. Wracając do fabuły, była niesamowita, różnorodna. Że aż użyję takiego oklepanego zwrotu: magiczna. Okej, magia to powszechny temat w książkach, podobnie fantastyczne stwory i czarodzieje-mordercy. Ale o wyjątkowości tej książki stanowi to, że dzieje się ona jakby na tym samym planie, na którym toczy się zwyczajne, szare, nudne życie. Świadomość tego, że gdzieś obok nas, nieświadomych niczego, mogą toczyć się zaciekłe boje o losy świata, jest przytłaczająca.
|
Plakat filmowy "jedynki". |
Obawiam się, że ten cały opis i opinia o pierwszej części tej historii jest nacechowana emocjonalnie. Oczywiście, że jest, ale nie na tyle, żeby miała wpływ na ocenę końcową. Bo nawet osoba, która nie jest fanem Harry'ego Pottera musi przyznać, że seria ta miała ogromny wpływ na współczesną literaturą, a nawet popkulturę w ogólnym tego słowa znaczeniu. Jak to powiedział kiedyś Stephen King:
Harry Potter jest o przezwyciężaniu strachu,
znajdowaniu wewnętrznej siły i robienia tego, co jest słuszne w walce z
przeciwnościami. Zmierzch jest o tym, jak ważne jest to, by mieć
chłopaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz