Był taki czas, że motyw zombie w filmach/komiksach/grach był moim ulubionym. Mogłem w kółko wałkować
Noc Żywych Trupów,
28 Dni Później, non stop łoić w
Left 4 Dead. W końcu w jakiś sposób odkryłem
The Walking Dead, które jeszcze wtedy miało tylko dwa sezony. Zainteresowałem się, obejrzałem jeden odcinek i totalnie przepadłem. To było to, czego mi było trzeba, akcja była budowana stopniowo, zawierała ciekawe zwroty, bardzo ludzkich bohaterów, no i oczywiście masę na wpół zgniłych chodzących zwłok.
|
Któryś z nowszych plakatów serialu. |
Serio, pierwsze dwa sezony łyknąłem w 3 albo 4 dni. Świetnie się to oglądało, odcinki kleiły się, były pełne napięcia, a co najważniejsze, z bohaterami było bardzo łatwo się zżyć. Byli tacy jak my, zwykli ludzie - łatwo popadali w rozpacz, tęsknili, bywali wybuchowi. Pierwszy sezon upłynął w atmosferze całkowitego survivalu. Dało się wyczuć, że grupka głównych bohaterów to wybrańcy, którzy są w zasadzie z góry skazani na niepowodzenie. Walczyli na przegranej pozycji, usiłowali wydrzeć sobie jeszcze ten jeden dzień życia. Drugi sezon w opinii wielu dość niepotrzebnie przerodził się w swoistą telenowelę. Prawie cały miał miejsce na farmie, która była świadkiem wielu tragedii i dramatów. Moim zdaniem - bardzo fajny sezon. Okej, samych zombie dość niewiele, mało strzelania i przetrwania, ale relacje między bohaterami zostały tutaj przedstawione fantastycznie. Łatwo było się wzruszyć ich losem, utratą najbliższych, zbliżającą się i nieuchronną porażką. Finalne sceny dawały jakby ujście całemu deficytowi akcji i wypełniały tę pustkę w stu procentach. Po obejrzeniu tych dwóch serii byłem szczerze załamany, "że jak to, już koniec? Ja chcę więcej, przeżywam!". Długo jeszcze żyłem wydarzeniami serialu, zdążyłem nawet całość obejrzeć jeszcze raz i nawet mnie nie znudziła. W końcu nadszedł sezon trzeci.
|
Jedyna słuszna ekipa. |
I tu już kompletna odmiana. Nasza ekipa osiedla się w *SPOILER* opuszczonym więzieniu *SPOILER *, gdzie powoli odbudowuje "cywilizację", że tak to ujmę. Chodzi mniej więcej o to, że znaleźli sobie pozornie bezpieczne miejsce i w nim siedzą, bronią się przez trupami i jest fajnie. Dla widzów średnio fajnie, bo wszystko zostało masakrycznie przeciągnięte w stosunku do komiksowego odpowiednika. Masa wątków jest tu wciśnięta na siłę, niepotrzebna, nudna jak flaki z olejem. Zombie może i więcej, ale co z tego, skoro brakuje tego niesamowitego, przytłaczającego klimatu zagubienia, opuszczenia, apokalipsy? Fabuła zamiast trzymać stałe tempo jest nierówna, momenty w miarę ciekawe są przeplecione z usypiającymi. Postacie stały się jeszcze bardziej płaczliwe, miałkie, niepoważne, niż kiedykolwiek. Jedynie postać Gubernatora z lekka ratowała tutaj całość. A potem zaczął się sezon czwarty, którego nie mam nawet siły komentować, i którego przyznaję, nie obejrzałem w całości. Zabrakło mi cierpliwości. O ile komiks na tym etapie potrafił mnie porwać, o tyle serial tutaj już wszedł na jakieś kosmicznie niemożliwe tory. Serio, teraz już się tego nie da oglądać, przynajmniej ja już nie mam do tego siły. Bohaterowie są odpychający. Akcja usiłuje być zaskakująca i żwawa. To nie jest ten serial, który uwielbiałem. Możecie odebrać to jak ból dupy, ale szczerze nie polecam. A jeśli już, to tylko 2 pierwsze sezony. O reszcie śmiało możecie zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz