piątek, 19 września 2014

Kolejny film o wojnie - "Miasto 44" (2014)

Mam takie zdanie o II Wojnie Światowej w mediach wszelakich, że jest ona oklepanym tematem. Filmów traktujących o porażce (bo tak, to była porażka) Polaków około 80 lat temu jest cała masa. Zaryzykuję stwierdzenie, że polscy twórcy w pewnym stopniu pasożytują na Wojnie, traktują ją jak niekończące się źródło dochodu, zapominając jednocześnie, że to wydarzenie historyczne, które należałoby w odpowiedni sposób upamiętnić. I należałoby to zrobić raz, a dobrze, a nie dziesiątki razy z miernym efektem. Ze względu na Gdyński Festiwal Filmowy udało nam się załapać na seans po niższej cenie, ponieważ film był wyświetlany jakby w ramach owego wydarzenia. Na samym początku, gdy dowiedziałem się, że będę miał okazję obejrzeć Miasto 44, zareagowałem mniej więcej tak:
Wiedziałem jak wyglądają filmy oparte na historii polskiej, mało tego, wiedziałem jak wyglądają obecnie polskie filmy w ogóle. Przeczytałem parę opinii i jednak się okazuje, że to niby taki widowiskowy film z iście hollywoodzkim rozmachem, w dodatku rzetelny. A jak jest naprawdę? W opiniach kryje się sporo prawdy.
Główny bohater i jego laska. No, nie mógłby być samotny.
Moda na pięknych i ulizanych chłopaczków w okupowanej Polsce wciąż nie odeszła do innej epoki, gdyż oto poznajemy jednego z nich, naszego bohatera, Stefana. Jego matka jest byłą aktorką, ma również drugiego, młodszego syna. Ojca nie ma, bo... no właśnie. W tajemniczych okolicznościach wyparował, ale najpewniej zginął na wojnie. W wyniku całkiem nietypowych i zapewne niespodziewanych dla widza okoliczności, Stefan trafia do konspiracji. Jak sama nazwa mówi, jest rok 1944, powstanie wisi w powietrzu, co matce naszego bohatera niekoniecznie się podoba. Nikt by nie chciał tracić kolejnego członka rodziny. Pominę opisywanie fabuły w jakimś szerszym stopniu, każdy wie z historii jak przebiegało powstanie - a nie był to zdecydowanie pozytywny obrót spraw.

Na początek trochę pochwał. Film jest póki co najbardziej krwawym, brutalnym, widowiskowym i rzetelnym opowiadającym o powstaniu. Nie ma tu jakiegoś bycia popychadłami Niemców, a potem nagłego boskiego zrywu prowadzącego do zwycięstwa. Powstańcy tutaj to banda niedoszkolonych cywili, z bronią palną mających tyle wspólnego, co koza z Saturnem. Trup ściele się gęsto, bohaterowie padają jak muchy i dużo łatwiej jest mi w to uwierzyć, niż w niezniszczalnych komando powstańców, jak w wielu filmach są oni przedstawiani. Z całym szacunkiem dla osób poległych w walce o wyzwolenie Warszawy, ale gdyby to o mnie chodziło, wolałbym, aby w filmach o mnie przedstawiano prawdę. Za to - ogromny plus. Rozmach hollywoodzki - jest. Film poprzedza krótki wstęp o ilości gruzu wykorzystanego w filmie, liczbie aktorów, itp. Są to tylko liczby, ale nie powiem, robią wrażenie. Wszystko wygląda bardzo przekonująco i realistycznie, zadbano o najdrobniejsze detale, a sceny pokroju tej na cmentarzu - świetne.

Z drugiej strony - wiele niedoróbek i totalnych głupot. Główny bohater jest chyba Iron-Manem, gdyż śmierć omija go szerokim łukiem, podczas gdy wszystko wokół niego dosłownie sypie się. *SPOILER* Scena z deszczem kończyn i krwi wydała mi się kompletnie przesadzona. Fajnie, że film jest realistyczny, no ale bez przesady. *SPOILER* Są jeszcze dwie sceny w tej produkcji, które wyjątkowo do niczego nie pasują. Są nie na miejscu nawet jeśli chodzi o szacunek do ofiar - myślę, że każdy kto widział film wie o jakie sceny mi chodzi. Ich absurd i nierealność solidnie popsuły mi odbiór całego filmu. A użycie dubstepu w jednej z nich zrujnowało mój światopogląd. W sumie - można się tego było spodziewać po Komasie, który na swoim koncie ma już Salę samobójców. Te sceny nawet są w podobnym klimacie. Można narzekać na typową dla polskich produkcji o wojnie schematyczność. Nie mogło się obyć bez miałkiego wątki miłosnego (z którym notabene wiąże się jedna z absurdalnych scen).

Muszę przyznać, że film zrobił na mnie spore wrażenie. Jest przekonujący, pokazuje gorzką prawdę o wydarzeniach, o których wiele osób ma mylne pojęcie. Pokazał tragedię taką, jaką rzeczywiście była i zrobił to w iście zagranicznym stylu. Gra aktorska również była bez zarzutu. Przez nadmiar widowiskowości i dwie głupie sceny - zaledwie 7 na filmwebie. Porządna produkcja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz