Fabułę zostawiam w spokoju, nie zamierzam robić tutaj streszczenia filmu, który notabene polecam obejrzeć, bo jest to produkcja wyjątkowa. Może nie jest do końca wyjątkowa, bo to właściwie ekranizacja książki, ale dla mnie, jako dla osoby, która owej książki nie przeczytała - jest wyjątkowa. Cały ten motyw z przenoszeniem się w czasie i to w losowych, kompletnie niezależnych od bohatera momentach dał twórcom filmu całe spektrum rozwiązań, dość nietypowych, nieszablonowych, które to twórcy w pełni wykorzystali. Jako osoba wyjątkowo i szalenie błyskotliwa jakoś przewidziałem niektóre z tych rozwiązań, ale patrząc na to okiem przeciętnego widza, mógłby on być naprawdę zaskoczony. Chwilę po ujrzeniu napisów końcowych dostałem od dziewczyny w swe eksperckie dłonie książkę, na której bazował film i muszę powiedzieć, że jej zakończenie jest dużo ciekawsze (nie, nie przeczytałem całej w ciągu kilku chwil). Ale to filmowe też jest niezgorsze.
Z bardziej technicznych aspektów, muszę przyznać, że urzekły mnie ujęcia. Były przemyślane i wykorzystywały w wystarczającym stopniu na przykład momenty znikania głównego bohatera. Również muzyka zasługuje na pochwałę, wyjątkowo oczarowało mnie "Love Will Tear Us Apart" w wykonaniu orkiestry. Gra aktorska - świetna. Eric Bana, znany na przykład z roli Bruce'a Bannera w filmie o Hulku z 2003 (który był w mojej opinii zmarnowanymi pieniędzmi) dawał radę w roli podróżnika, Henry'ego, nawet bardzo dawał radę. Podobnie Rachel McAdams (m.in. Irene Adler z "Sherlocka Holmesa" z Downeyem Juniorem) w roli żony naszego quasi-doctorowho'owego-time travellera.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz