sobota, 12 lipca 2014

Punk Fest i Wieże Fabryk

Wczoraj razem z moją dziewczyną wybraliśmy się na Punk Fest, który miał miejsce w gdyńskim klubie Uchem zwanym. Dlaczego się tam znaleźliśmy? Głównie ze względu na tytułowe Wieże Fabryk, które tam grały, ale taki fest to również fajna sprawa sama w sobie. Niestety, zespół na który czekaliśmy najbardziej miał być na samym końcu (SIC!), więc pozostawało nam tylko czekać i słuchać tego co zaserwowali. A po drodze grały same rozmaitości! Żartuję, same punkowe zespoły. Na samym początku grał zespół Alert! Alert! z Polski. Gitarzyście przy pierwszym utworze pękł pasek przy wiośle, ale twardo kończył utwór klęcząc, a w tym samym czasie jakiś koleś z działu technicznego/pomocnego próbował mu ten pasek naprawić. Skończyło się na tym, że obkleił sobie gitarę licznymi zwojami taśmy izolacyjnej i był spokój.

Potem grał jakiś Agent Attitude ze śmiesznym grubaskiem na wokalu, i ponownie nic specjalnego. Oczekiwanie dłużyło mi się coraz bardziej.

Następnie, o ile się nie mylę, wystąpił Nervous Trend z Australii. Ekipa wyglądająca prawie jak Belgrado, zwłaszcza gitarzysta. Oczekiwałem podobnego brzmienia, nawet opisali ich jako post-punk, więc nie mogło być źle. No dobra, bas, gitara, perkusja były prawie post-punkowe. Wokal w ogóle nie pasował do tego gatunku i jakoś średnio mi to wszystko podeszło. Tak, pewnie jestem wybredny. Uroki posiadania własnego zdania.

Potem Rattus. Czyli jakiś fiński zespół, oczywiście wiadomo co grał. Nawet podobała mi się gitara, była całkiem cool, bardzo fajne brzmienie miała, ale wszystkie kawałki brzmiały podobnie. A basista w sandałach i skarpetkach rozbroił mnie do reszty.

Następnie Blind Authority z UK. Serio, nawet nie wiem jak to skomentować. Grali punk, oczywiście. Jakby to opisać? Na scenę wybiega kilku dresów i zaczynają grać. Publiczność z niewiadomych przyczyn zaczyna szaleć. A najlepsze jest to, że przyjechało z tym zespołem kilku ich kumpli. No i ci kumple rozkręcali swoje pogo, które nie wiedzieć czemu, ale mi bardziej kojarzyło się z chodem kurczaka niż pogowaniem. Może ja się po prostu nie znam.

I tu następuje cudowna niespodzianka, bo jeden z zespołów został odwołany. Myśleliśmy, że już teraz go coś zastąpi, ale na szczęście wcześniej wystąpiły łódzkie Wieże Fabryk. Myślałem, że wszyscy słuchacze/widzowie skoczą na fajkę, bo "to zbyt lajtowe na punk", ale nie. Zebrała się cała kupa ludzi. No i zespół zaczął grać. Ja słuchałem ich wcześniej z dwa lub trzy razy, ale teraz wiem, że powinienem nadrobić zaległości. Zagrali świetne kawałki, bas był idealny, nie przewyższał jednak roli gitary, a perkusja była podręcznikowym przykładem post-punkowej. I wokal, a wokal oczywiście wymiatał. Żałuję, że nie znałem większości tekstów, tak jak moja dziewczyna, która chyba zdarła sobie na tym gardło. Podsumowując - takie punk festy są naprawdę ciekawe, ale lubię mieć w line-upie coś dla siebie, co znam i co lubię, bo inaczej po prostu mogę się nudzić. Tutaj warto było czekać i mam nadzieję, że za rok również wcisną coś ciekawego. Na dokładkę z dwie focie i kawałek Wież.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz