Nie należy traktować Starbomb poważnie - w żadnym wypadku nie podchodźcie do tego hip-hopowego projektu jak do każdego innego wykonawcy, inaczej moglibyście się zwyczajnie zrazić. Już same tagi mówią wiele - electronic, nerdcore, parody, comedy, nerd hip-hop. Ten specyficzny projekt został założony w 2013 przez Ninja Sex Party (czyli comedy-rockowy duet Danny Sexbang/Ninja Brian) i Egoraptora, który swego czasu zasłynął na amerykańskim YouTubie swoimi animacjami parodiującymi takie gry jak Prince of Persia, czy Assassin's Creed. I właśnie - to gry są tematem przewodnim pierwszego LP Starbomb noszącego tę samą nazwę.
Wydawnictwo jest JEDNĄ, WIELKĄ parodią hip-hopu, jego pochodnych, 8-bitowego disco z lat 90', a także wszelkich gamingowych motywów z fundamentalnych dla branży "growej" tytułów - odnajdziemy tu jeden poświęcony Mario, Pokemonom, Linkowi z Legend of Zelda, a nawet Castlevanii. Cała ta jazda bez trzymanki jest tak różnorodna, że... prawdę mówiąc, nie wiem nawet od czego zacząć! Postanowiłem, że przybliżę te kawałki, które według mnie zasługują na największą uwagę. Na pierwszy ogień idzie bitwa rapowa między... Kenem i Ryu ze Street Fightera, ojca wszystkich bijatyk. Mamy pierwszą część kawałka, która jest typowym dissem na oponenta, całkiem w stylu Epic Rap Battles - jednak tutaj z przytaczaniem postaci z gry, hadoukenami, i całym stuffem. Gdzieś w środku znajduje się zaskakująco różowy i radiowy disco refren, który pozornie totalnie tu nie pasuje, ale jest nieodłącznym elementem płyty - taki motyw pojawi się tutaj jeszcze nie raz.
I Choose You to Die to kawałek poświęcony Pokemonom - po wygraniu Ligi, Ash dostał szału i z nudów postanowił zacząć... znęcać się nad swoimi pupilami. Brzmi to tak absurdalnie, że w teorii nie ma racji bytu. Nie zapominajmy jednak, że to Starbomb, które nie zna granic dla swych inspiracji i pomysłów - i ponownie typowo rapowy refren przedstawiający całą tą porypaną historię przeradza się w komicznie popowy refren. Słowa: "Rock on, this is a fucked up tale of Pokemon" pasują tu jak ulał.
It's Dangerous to Go Alone zachwyca specyficznym elektronicznym groovem, który jest przepleciony paskudnie rzewnym refrenem - normalnie bym go wyśmiał. Tutaj - zaśmiałem się, gdyż wiedziałem, że to zabieg popełniony z konkretnym zamysłem. *klap klap* Pogratulować pomysłu na siebie. Tak swoją drogą, kawałek jest poświęcony Linkowi z Legend Of Zelda. Guide (symbol serii - taki zbrojmistrz pomocnik głównego bohatera) ocenia przygodę Linka jako niebezpieczną, oferując mu przy tym coś ze swojego asortymentu - jak w grze. Tutaj jednak, przedmiotem oferowanym przez handlarza Linkowi jest jego własne przyrodzenie. Hm.
Crasher-Vania - inspiracja jest raczej oczywista. Egoraptor wciela się tu w Draculę, któremu Simon Belmont perfidnie zepsuł imprezę, myśląc, że odprawiane są jakieś plugawe nekromancje. A oni tylko grali w Twistera. Mój Boże. Niemalże synth-rockowy riff robi tu świetną robotę, wielkim plusem jest też akcent Egoraptora - żywcem wyjęty z Draculi Lugosiego. Disco refren to miód, cud, orzechy. Ile razy go słyszę, na mojej twarzy kreuje się ogromny banan.
Sonic's Best Pal to historyjka o Sonicu i Tailsie. Narrator opowiada wesołą elektroniczną historyjkę o dwóch najlepszych przyjaciołach. Tails ma o tym inne zdanie - momenty jego wokalu to do bólu rapcore'owe wstawki rodem z Rage Against The Machine opowiadające o tym, że rzeczony lis miał dość popitalania za niebieskim jeżykiem i rzucił to na rzecz, ekhem, "cracku i dziwek". Ach, Starbomb...
Muzycznie Starbomb nie stoi wysoko. Pomysł na siebie, ogólna szydera z popkultury, wariacje na temat elektronicznych gatunków muzycznych, cały ten gamingowy motyw, zbudowały niesamowitą całość, która wpadła mi w ucho już po pierwszym odsłuchu, a także przyćmiły średniawy poziom samych melodii. Pierwsze skrzypce grają tu teksty, różnorodność i tematyka. Co najlepsze, druga płyta jest już w produkcji - już zżera mnie ciekawość, co tym razem wymyśli ta zabójcza ekipa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz