czwartek, 24 lipca 2014

Psychodeliczny trip w wydaniu dziecięcym - "Pora na przygodę!"

Wszyscy, którzy wychowali się na przełomie XX i XXI wieku (czytaj, lata 90' i początek tego wieku) wiedzą w jakim kierunku poszły kreskówki. Mam tu na myśli oczywiście głównie te z Fox Kids/Jetix i Cartoon Network, tutaj jednak chciałem się raczej skupić na tym drugim programie. Fantastyczne kreskówki, które pamiętam z dzieciństwa, "Laboratorium Dextera", "Samuraj Jack", cały blok poświęcony superbohaterom, czyli "Toonami", "Ed, Edd i Eddy" zostały zastąpione przez jakiś szajs z aktorami, pokroju miernego "Nie ma to jak hotel" albo "Tu wstaw jakąś losową nazwę jakiegoś nudnego i żenującego serialu dla młodzieży". Oczywiście, trochę podrosłem od wieku, w którym normalnie ogląda się kreskówki, ale wciąż jestem ich ogromnym fanem, więc widząc taki gwałt na ogromnej części mojej wczesnej młodości niemalże płakałem i zgrzytałem zębami. A jeśli nie zostały zastąpione przez badziewne seriale, to dla odmiany przez kreskówki robione chyba dla młotów. Z miałką fabułą, nudnymi bohaterami, a światem tak imponującym i ciekawym dla dziecka jak partia szachów. Ostatnimi czasy naczytałem się też sporo o powrocie animacji do korzeni. Pojawił się "Spongebob Kanciastoporty", za którym przepadam, "Regular Show", którego jeszcze nie oglądałem, no i rzecz jasna "Pora na przygodę!". Na tej ostatniej zamierzam się tu skupić.
Dwaj ziomale - pies Jake i człowiek Finn.
Zanim przysiadłem do seansu związanego z "Porą..." zdążyłem się sporo naczytać w internecie o tym serialu. Wypowiadały się o nim głównie jakieś pseudo-nerdowskie środowiska, fandomy, itp. Czyli sami specjaliści! Ale do rzeczy, z wypowiedzi wynikało, że choć jest to kreskówka dla dzieci (sama obecność na Cartoon Network powinna o tym świadczyć), to aż rzyga wszelkimi żarcikami, podtekstami, ukrytymi przesłaniami zrozumiałymi jedynie dla widza starszego lub przynajmniej bardziej uświadomionego w życiu. No i serial oczywiście uchodził za bardziej psychodeliczny, nawet od samego "Spongeboba". To musiało się udać. Wcześniej obejrzałem parę odcinków sam i były prześwietne, ale dzisiaj zafundowaliśmy sobie z dziewczyną mały maraton. I właściwie nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że dawno nie uśmiałem się tak na kreskówce z Cartoon Network. Naprawdę, wszystkie te żarty, aluzje, rozmowy, sytuacje są tak absurdalnie rozbrajające, że aż ciężko się powstrzymać od śmiechu. I tak jak w tytule, kreskówka ta jest prawdziwie psychodelicznym tripem. Niby klasyczny schemat, główny bohater i jego wierny towarzysz, w tych rolach Finn i Jake, ale to wszystko jest ubrane w tak abstrakcyjną otoczkę, jakich obecnie mało w mediach, i jakich było mało w mediach kiedykolwiek.
Plejada gwiazd świata Ooo.
Bohaterowie żyją w krainie Ooo na postapokaliptycznej ziemi. W każdym odcinku spotyka ich inna przygoda, co, jak podpowiada tytuł, jest motorem napędowym całej animacji. Twórcy dostali tu wolną rękę i wszystkie kreatury, bohaterowie, stwory, krainy to tak naprawdę często zbitki losowych kształtów. Wszystko jest tutaj tak chore, niedorzecznie kolorowe, że aż przyjemnie się to ogląda. Pod dość oklepanymi schematami na fabułę (zdobywanie artefaktów, pokonywanie potworów, ratowanie księżniczek) kryją się naprawdę poważne zagadnienia czytelne tylko dla bardziej dociekliwych widzów. Pojawia się więc tutaj problem nałogów, uzależnienia, biedy, nieszczęśliwej miłości, szaleństwa, samotności, a nawet ostracyzmu społecznego. Wiem, że może to brzmieć dość oklepanie, ale pod tą cukierkową wizją kryją się realne problemy. A żarty, zabawne sytuacje są tak genialnie śmieszne, że każdego mruka na pewno ruszą. Turlający się, rozleniwiony, uprzednio opychający się lodami Jake jęczący: "Jestem tak gruby, że nie wiem co robić" jest co najmniej rozbrajający. Nawet "Ed, Edd i Eddy" się chowa.
To mówi samo za siebie.
W skrócie - kreskówka ta przywróciła mi wiarę w przyszłość seriali animowanych. Mogę się też założyć, że większą część widowni stanowią nerdy takie jak ja, a nie dzieci, którym to było przeznaczone. Tak czy siak, świetnie się przy tym bawię i w każdy gorszy, szary, smutny dzień warto sobie zafundować taką psychodeliczną, inteligentną wbrew pozorom jazdę bez trzymanki po nieokiełznanej i szalonej krainie Ooo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz