Spider-Man z Tobeyem Maguirem z 2002 roku był jednym z filmów mojego dzieciństwa.
Dacie wiarę, że od jego premiery minęło już 12 lat? Ach, starość nie radość. Mniejsza o mnie, wróćmy do samego filmu. Najpierw obejrzałem ów film, trochę później przeczytałem komiksy o Spider-Manie (gdy już zacząłem się komiksami interesować). I owszem, dostrzegłem wiele niezgodności z komiksem, na przykład w filmie Peter otrzymał moc wystrzeliwania sieci w wyniku mutacji spowodowanej ugryzieniem pająka, natomiast w komiksie nasz bohaterski kujon swoje słynne sieciosploty wybudował sobie sam, co było oczywiście inicjacją wielu ciekawych sytuacji - gdy na przykład kończyły mu się zbiorniczki z siecią, itd. Wracając do filmu, był on na pewno filmem, który miał niesamowity wpływ na moje dzieciństwo. Chciałem być taki jak Spider-Man, zwalczać złoczyńców, mieć swoją rudą Mary Jane (co poniekąd mi się udało) i skakać po wieżowcach Manhattanu. Oczywiście po latach, oglądając ten film jeszcze raz, i jeszcze raz, i ponownie, zacząłem dostrzegać wszelkie przywary tej produkcji. Tobey był dość drewniany w roli Parkera, wyrażał dość mało emocji, i tak jak mówiłem, film dość słabo pokrywał się z komiksem. Potem zaczęły wychodzić kolejne części tej trylogii, które od swojego papierowego odpowiednika zaczęły się coraz bardziej oddalać, a co za tym idzie, nie podobały mi się aż tak bardzo jak pierwsza część.
|
Andrew Garfield jako nowy pająk. |
Gdy usłyszałem, że powstaje nowy Spider-Man, zostałem uderzony falą niepewności. Sam też nie do końca wiedziałem co twórcy mają na celu - luźny remake, nowe podejście do całej historii? A może kontynuację starej trylogii. Film obejrzałem dopiero w tym roku i teraz już wiem, że reżyser zrobił nowe podejście do historii pająkoludzia. I udaje mu się to wyśmienicie, bo jedyne co łączy tę historię z tamtą, to główny bohater. Film rozpoczyna się krótką retrospekcją, w której młody Peter Parker zostaje oddany pod opiekę wujostwu, natomiast jego rodzice muszą natychmiast gdzieś wyjechać. Wyjazd jest dość nagły, Richard Parker, ojciec protagonisty, podejmuje decyzję widząc dziurę w szybie swojego gabinetu. Najpewniej ktoś usiłował wykraść jego badania.W tym momencie przenosimy się w czasy obecne, widzimy luzackiego Parkera kręcącego się po szkole - w jego roli - nieco wypłoszowaty Andrew Garfield. I właśnie, tu się pojawia pierwszy problem. Peter z komiksu był wyluzowany, jednak raczej od momentu uzyskania umiejętności. Wcześniej był klasycznym przykładem kujona i w tej roli dużo lepiej sprawdzał się Maguire. Oczywiście, to jest moja subiektywna opinia, ja wolę, gdy film jest wierną adaptacją komiksu, ale uczynienie bohatera takim pro-elo-ziomem ma też swoje zalety. Jest łatwiej utożsamić się z nim, jest zwykłym nastolatkiem, który w rozmowach z dziewczynami ma problemy, by wydusić z siebie pojedyncze słowa, jeździ na desce i wdaje się w szkolne bójki. Ciekawy zabieg, jednak tak jak mówiłem, tutaj plus dla Maguire'a. Głównym nemezis naszego protagonisty w tym filmie zostaje Jaszczur, a raczej doktor Curtis Connors. Wstrzykuje sobie on DNA gada, by odzyskać rękę straconą w wyniku nieznanych mi przyczyn, co poniekąd mu się udaje. Ceną jest częściowa utrata poczytalności, ogólne zniszczenia Nowego Jorku i wróg w postaci gościa w lateksowym kostiumie. A to wszystko w wyniku decyzji.... Spider-Mana. Zresztą zobaczcie sami, bo scenarzysta podjął parę ciekawych decyzji.
|
Nieco płaska twarz jak na jaszczura. |
W roli miłości naszego bohatera - fantastyczna, urocza Emma Stone. Nie gra ona tutaj Mary Jane, tylko Gwen Stacy. Plus dla twórców, Gwen Stacy była pierwszą partnerką Petera Parkera, jednak w wyniku dość nieprzyjemnych okoliczności jej rola w komiksie kończy się stosunkowo szybko. W ogóle, Peter Parker niespecjalnie kryje się ze swoją tożsamością, w tym filmie jest raczej otwarty pod tym względem. Tytułowy niesmak odnośnie tego filmu wiąże się właściwie tylko z postacią Parkera. Jak wiadomo, jest on głównym bohaterem, więc ma to wpływ na odbiór całego filmu. Poza tym -świetnie się bawiłem. Fabuła jest przemyślana, nie zwalnia nawet na moment, relacja pajączka i kapitana Stacy'ego (ojca Gwen) jest dość wybuchowa. Andrew Garfield jako niepokorny nastolatek powoli odkrywający swoje nowe moce, nieznający w nich umiaru - świetny. Żarty sytuacyjne - bardzo rozluźniające. Utrata poczytalności Connorsa, szaleństwo, intryga związana z rodzicami protagonisty - super. Sceny walk z jaszczurem - zapierające dech w piersiach. Jedynie wygląd przemienionego doktora pozostawiał trochę do życzenia - jak na mój gust, mało jaszczurowaty. Twórcy teoretycznie porwali się z motyką na słońce, nie było pewne, czy nowy film powtórzy sukces swoich poprzedników. Jednak wybrnięto z problemu całkiem przyzwoicie. Jestem ciekaw już teraz drugiej części, w której pojawia się kilka osobistości znanych fanom komiksu - Elektro, Rhino, a nawet Goblin. Jestem pewien, że w drugiej części będę już przyzwyczajony do nowego pająka, podejdę do tego filmu nieco luźniej. Ten jednak polecam wszystkim fanom komiksu i filmów o superbohaterach. U mnie, siódemka na filmwebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz