piątek, 2 stycznia 2015

Opowieść bez sensu.

Pustynia. Jak okiem sięgnąć - bezkresne i jałowe pustkowie. Ot, kolejny zaprzepaszczony kawałek gruntu na tym zapomnianym przez bogów świecie. Najpewniej obszar ten do kogoś kiedyś należał, bo, o zgrozo, ludzie przypisują sobie prawo do posiadania ziemi. Od kiedy ziemia jest niby własnością człowieka? Przecież nie jest jego dziełem.

To jednak nieważne, skupmy się na istocie tej nieurodzajnej ziemi, na której nie widać nawet cienia żywego stworzenia. Nie ujrzysz na niej, drogi czytelniku, żadnego psa, kojota, szakala, żyrafy, pod sklepieniem nie ujrzysz klucza żurawi, pikującego orła. Prawdę mówiąc - nawet chmur tam nie ma. Jest tylko gorące słońce swymi promieniami palące i niszczące znajdujący się pod nim grunt i każde małe ziarenko, źdźbło trawy odznaczające się najniklejszą wolą życia. Wielkie i nieskończone nic. Nic, przez duże "N".

I gdy tak wytężasz wzrok, by jednak mój nikomu niepotrzebny opis tego upiornego krajobrazu okazał się fałszem, nareszcie dostrzegasz coś. A raczej błysk, słońce odbijające się od jakiegoś drobnego elementu wyłamującego się z tej monotonnej kompozycji. Z początku ciężko Ci zdefiniować CO dokładnie widzisz, starasz się patrzeć na tyle długo, by wyróżnić kontury, a na tyle krótko, by oślepiające halo (jednakże ziemskie, a nie kosmiczne) nie zrujnowało stanu siatkówki Twojego oka. Nie wiesz także jakim cudem cokolwiek mogłoby błyszczeć w ten sposób w takim miejscu. Jeśli znajduje się tam od dawna, najpewniej powinno być przykryte kurzem, ewentualnie mocno nim przysypane i zabrudzone. Odpuszczę sobie gadkę o nadziei i Lynchowskim świetle jako symbolu dobra - po prostu stoisz tam, w tym jednym miejscu i namacalnie, czyli zmysłami, odbierasz ten jeden element krajobrazu. Widzisz go.

Po jakimś czasie blask słabnie. Uświadamiasz sobie, że marnujesz czas na takie bzdury, ba marnujesz go tyle, iż słońce zmienia swą pozycję na nieboskłonie. Zbliża się wieczór i nareszcie (gdyż wciąż jest wystarczająco jasno) masz okazję przyjrzeć się intrygującemu zjawisku dokładniej. Dziwisz się, bo owym oślepiającym wcześniej przedmiotem jest... właz. Znasz tę konstrukcję. Kojarzysz ten układ wrót, charakterystyczną konsolę przy wejściu, od dawna nieużywaną. To krypta, taka, jakie kiedyś budowano, gdy to wszystko się zaczęło. Ten cały bajzel, dzięki któremu masz teraz "przyjemność" oglądać pustynię, na której właśnie stoisz.

Twoją kontemplację reliktu przeszłości przerywa przeciągły syk. Ale nie gadzi syk. SYK. Który niemal rozsadza Ci czaszkę, nawet z tak wielkiej odległości. Bo doskonale wiesz skąd dobiega. Ponownie zawieszasz wzrok na metalicznym monolicie (jakbyś tylko to robił/a cały dzień). I widzisz, nareszcie coś zaczyna się dziać. Coś, co nie daje złudzeń i jest rzeczywiste i jednoznaczne. Nie musisz już zamęczać swego umysłu domniemaniami. Po prostu patrzysz jak dzieje się coś wyjątkowego.

Niedługo potem syk zostaje zastąpiony przez łomot, jakby wyginano ogromną tytanową płytę. A może właśnie to robią? Widzisz, że wrota krypty delikatnie (idealne słowo na czynność zardzewiałej kupy złomu) cofają się do środka kompleksu, a następnie staczają się na bok dając drogę ucieczki... czemuś? Komuś?
W kłębach pary rysuje się jakaś postać. Ma ręce i nogi na swoim miejscu. Ma tylko jedną głowę, co jest dla Ciebie szokiem. Przez krótki moment istnieje w twej wyobraźni myśl, że to może być człowiek. To jest człowiek, to pewne. Czujesz to w głębi. Widzisz odzianego w krypciane łachmany człowieczka, który zakrywa usta dłonią. Najpewniej chroni je przed dostaniem się do środka pyłu. Nikt tego nie lubi. Słyszysz kaszel - to normalne. Po kaszlu następuje wykrzyczane pytanie: "Jest tu kto?!".

ALEŻ JESTEM AMBITNY. Tak, to miała być metafora powrotu do pisania blożka. Tak, UWIELBIAM Fallouta. Tak, mam przerost ambicji. Tak, uwielbiam metafory. Tak, mam nowe tematy na bloga. W skrócie: "Żyj pączku, krocz". Widzimy się (czytamy..?) w kolejnym poście!

2 komentarze:

  1. 38 years old Systems Administrator II Zebadiah Blasi, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like The End of the Tour and Model building. Took a trip to Primeval Beech Forests of the Carpathians and drives a Jaguar D-Type. aktualnosci

    OdpowiedzUsuń